Hej! Postanowiłam jeszcze raz pochylić się nad moją wersją historii rodziców Harrego i oddaje Wam, drodzy czytelnicy, pierwszy wpis na tym blogu. Komentujcie a jeśli znajdziecie jakiś błąd to piszcie, postaram się jak najszybciej to poprawić. Jest to jednak moje opowiadanie więc pewnie zauważycie pewne nieścisłości z książką czy wywiadami Pani Rowling. Wiąże się to z tym, że bohaterów widzę na swój sposób i czasami nie będę pisać zgodnie z kanonem tylko z tym co podpowiada mi moja wyobraźnia. Miłej lektury, zostawcie po sobie ślad :)
***
Lily... jedyna, która go nie odtrąciła. Jego jedyna
przyjaciółka. Nie dbała o to, z jakiego jest domu ani w jakich ubraniach
chodzi. Dla niej liczył się on a nie zdanie innych ludzi o nim. Była taka piękna,
uważał za cud to, że bawiła się z kimś takim jak on. W domu nie było łatwo,
miał już dość słuchania codziennych krzyków ojca i płaczu matki. Najgorsze było
to, że nie chciała pomocy... chociaż nawet gdyby o nią poprosiła pewnie nikt by
jej nie udzielił. Jego światełkiem w tunelu był Hogwart, bał sie jednak, że
zabraknie tam jego rudowłosej koleżanki. Uważał ją za magiczną, chociażby
dlatego, że zwróciła na niego uwagę. Pragnął wierzyć, że to magia popchnęła ją
ku niemu oraz, że w Szkole Magii i Czarodziejstwa też będą się przyjaźnić.
Severus pokazywał jej drobne sztuczki, poruszał liśćmi, sprawiał, że kwiaty
rozkwitały w jego dłoniach. Za swój największy dar nie uważał jednak magii, ale
to, że miał kogoś, z kim mógł się nią dzielić.
***
-Taaaaak! Brawo Lily! - radość młodego Snapa słychać było na
odległość poziomu głupoty piętnastu ghuli i gdyby wspomniana przez niego
dziewczyna nie powstrzymała go to z pewnością w sąsiedniej mieścinie wszyscy
wiedzieli by, że Lily Evans przejawia magiczne zdolności.
-Severusie błagam nie krzycz tak - uspokajała go przyszła czarodziejka -
jeszcze nic pewnego.
-Jak to? Chcesz mi powiedzieć, że zwykły mugol potrafi
ożywić zeschnięty liść? - drażnił się - A może Twoja siostra spróbuje?
-Ja po prostu nie chce sobie robić nadziei Sev... tyle mi opowiadałeś
o magii i tej wspaniałej szkole... Ale co się stanie, jeśli ja wcale nie jestem
magiczna? - zapytała zbolałym głosikiem.
-Lily... jestem pewny, że jesteś! Musisz tylko uwierzyć w
siebie. Spróbuj jeszcze raz. - powiedział podając jej kolejny listek - Widzisz!
- wykrzyknął uradowany - Potrafisz!
Chwycił ją za ręce, podniósł z ziemi i zaczął kręcić się z nią w
koło dalej trzymając jej dłonie. Po chwili zmęczeni padli na trawę i obserwowali zachodzące słońce, które
przyozdobiło niebo pięknymi barwami, które na zawsze miały zapisać się w ich
pamięci i przypominać o wspólnych magicznych chwilach pełnych radości i
beztroski.
***
